—————————————— Historia ——————————————
Iskry tańczyły radośnie wokół płomieni otaczających długimi ramionami równo pocięte kłody, próbując wtulić je w siebie tak mocno, by zazdrośnie ukryć je przed widokiem obcych dla nich oczu. Delikatnie duszący, ciepły zapach otaczał całe pomieszczenie, próbując uśpić kilka par ledwie przytomnych oczu, omijając te już zamknięte, pogrążone w głębokim śnie. Jedne natomiast, brązowe i ciemne jak kora starego hebanu, przyglądały się jak dłoń – niemal sędziwa, na której widać było praktycznie wszystkie żyły, a skóra tworzyła drobne krainy i pagórki zmarszczek – trzymająca wysłużony pogrzebacz przeciera ślady w popiele, przez co jego strzępki uniosły się nieco, szukając drogi ucieczki, ale nie miały na tyle sił, by unieść się wyżej niż kilka odległości małego palca mężczyzny siedzącego na starym fotelu, przechylającego twarz w stronę chłopca trzymanego na ramieniu, który wtulał się w jego bok.
– Mówił tatko, że w Kossie jest niebezpiecznie – przypomniał słabym od zmęczenia głosem.
– Krossie – poprawił ochrypły półszept, a zaraz za nim powtórzył delikatny, chłopięcy głosik. – Jest – rzucił zaraz potem, wzdychając i zostawiając bezbronny popiół w spokoju, odchylając się od kominka i przyciskając plecami oraz tyłem głowy do oparcia. – Dlatego nie chcę, żebyście tam chodzili – dodał, przymykając zmęczone oczy.
– A dziadkowie jeszcze żyją? – tym razem zapytał głos z drugiej strony, nieco starszy, ale nadal subtelnie męski; ojciec mruknął na to z początku niezrozumiale, przekręcając trochę głowę, wciąż przyglądając się płomieniom.
– Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było – przyznał, wspominając bez iskry utęsknienia w oczach.
– Pewnie są już starzy, prawda, tatku? – dopytał syn wtulony w bok głowy rodziny, otulając jego twarz spojrzeniem śnieżnobiałych oczu. – Przydałaby im się nasza pomoc?
– Nigdzie nie pojedziemy, Manuelu – odpowiedział od razu, być może nieco surowo, ale na tyle dosadnie, że chłopiec od razu zrozumiał, że nie ma sensu na dyskusje.
– Dajcie tacie odpocząć – kontrastowo spokojny i łagodny, kobiecy głos rozpłynął się po pokoju, a ciche kroki zbliżały się do dużego fotela; podeszła do męża i położyła równie delikatną dłoń na jego szerokim ramieniu, gładząc je czule oraz uspokajająco, tak samo jak swój brzuch, po raz kolejny skrywający w sobie kolejne dziecko. – Ostatnie pytanie i wszyscy chodźmy do łóżek, dobrze? – zaproponowała, nachylając się nieco, by ucałować ciepłą skroń mężczyzny.
– Co się stało z wujkiem, z którym tak długo podróżowałeś? No wiesz, zanim poznałeś mamę i zostałeś w Dalirze? – dopytywał aktualnie najmłodszy, przyciskając się bardziej w ojcowskie ciało i przyglądając się, jak jego ciemne oczy nieznacznie zmieniają wyraz na ten, którego wcześniej zabrakło.
Chłopiec przez dobrą chwilę spotykał się jedynie z ciszą. Jego tata nie widział, co stało się z bratem, od którego nie słyszał nic od kilku dobrych lat. Zamknęli przed sobą nawzajem dusze i usta z głupiej upartości, którą wyjątkowo odznaczali się w czasach młodości. Przecież w ciągu kilku chwil zaprzepaścili lata wędrówek, braterskiego zrozumienia i setek odkryć, a to wszystko w wyniku jednej, równie głupiej kłótni.
– Poznał kobietę – odpowiedział w końcu chrapliwie, opierając grzebacz o metalowy stojak, by móc ułożyć dłoń na tej małżonki. – Spłodził dziecko, a potem zniknął. Więcej nie wiem – przyznał zgodnie z prawdą, znów ciężko wzdychając.
Odwrócił w końcu wzrok od płomieni w kominku, żeby zerknąć na przysypiającego na jego ramieniu syna, a potem na drugiego z nich, opierającego dłonie i podbródek o naramiennik, któremu również zamykały się oczy, mimo że jeszcze kilka długich chwil temu, gdy słuchał historii o pochodzeniu i przygodach ojca, błyszczały szokiem i zachwytem. Skryte w gęstej, ciemnej brodzie usta wykrzywiły się w niewielki uśmiech, kiedy duża dłoń opadła na chłopięcą głowę, żeby ją pogłaskać i trochę roztrzepać przez to znajdujące się na niej białe włosy. Uniósł się powoli, choć bez trudu, po czym podniósł też drugiego chłopca, podczas gdy reszta starszych dzieci małżeństwa, z czego część z nich słyszała opowieści o młodości ojca już kilka razy, kierowała się do swoich pokoi, życząc wszystkim dobrej nocy, ciepłego poranka i produktywnego, przyjemnego dnia. Głowa rodziny skierowała wzrok na swoją małżonkę, która właśnie gasiła ogień w kominku, okazjonalnie chowając śnieżnobiałe włosy za ucho z nieznikającym uśmiechem i wolną dłonią podtrzymując brzuch pod koszulą nocną. Mężczyzna spojrzał w stronę jeszcze nienarodzonego dziecka, wzdychając znów, tym razem w duchu, nad myślą, że będzie musiał powtórzyć opowiadaną tego wieczora historię po raz kolejny, gdy kolejny potomek skończy odpowiedni wiek.
I faktycznie to zrobił, gdy ich najmłodszy syn skończył trzy lata, a reszta rodzeństwa ponownie zebrała się wtedy w pokoju z kominkiem, by posłuchać głosu ojca znów opowiadającego o swojej przeszłości. W końcu nigdy nie odzywał się tak często jak w te wieczory.
– można powiedzieć, że wielodzietność ma we krwi, sam bowiem, razem ze swoją żoną, Hadley, mają dziewiątkę dzieci: piątkę synów oraz czwórkę córek
– ma na ciele pewien ubytek w postaci braku małego palca u stopy - jest to gorzka pamiątka po wypadku z młodości; poza tą drobnostką posiada też na ciele kilka drobnych blizn, które również nazywa pamiątkami
– biel na jego brodzie i włosach to nie zawsze szron, a oczy nie jaśnieją od bladego światła; włosy Jernesta bieleją pod wpływem niskich temperatur, a jego tęczówki z ciemnego brązu wpadają w lodowaty błękit, również z tego samego powodu
– bardzo lubi po cięższych dniach pracy pić trunki w karczmie prowadzonej przez Hadley, a najbardziej ubóstwia, gdy jego małżonka, która zawładnęła tajemniczą magią lodu, przyozdabia jego szklankę wzorami ze szronu i wrzuca do środka kostki lodu w różnych kształtach
– początek znajomości ze swoją żoną opisuje jak "z głupich romansów", ale zawsze wspomina je z niewielkim uśmiechem na twarzy
– pomimo zadomowienia się w Dalirze nie potrafi porzucić podróży, na których kiedyś opierało się jego życie, wyrusza jednak na samotne wyprawy na krótsze dystanse i zazwyczaj jest nieobecny w domu maksymalnie dwa do trzech tygodni
– w związku z jego częstą nieobecnością w domu jego dzieci zaczęły używać przysłowia "Gość w dom, ojciec w dom"
– z byciem niedźwiedziołakiem łączy się pewna przypadłość, która czasami mu przeszkadza
– jest stryjem Florence Kelso.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz