Amenthes Hussein

    Kobieta miała przyjemny, spokojny głos, gdy odpowiadała na pytania chłopaka. Thes stwierdził w myślach, że kobieta wygląda jak wyciągnięta z programu o Afryce i tamtejszej kulturze. Długa suknia, warkoczyki, w dodatku chodziła boso. Przypominała szamana, lub medium. Jego domysły nawet się potwierdziły, gdy Idrissa wyjaśniła, kim jest.

Przypominała trochę taką troskliwą, miłą nauczycielkę, która z cierpliwością potrafiła wszystko wytłumaczyć. To sprawiło, że Amenthes uspokoił się po podróży i nie czuł się już tak obco w miejscu, w którym wylądował.

“Jesteś taki łatwowierny” mruknął do niego Maahes. Głos rozbrzmiał w głowie blondyna, na co aż drgnął. Rzadko zwracał się do niego w ten sposób. Najwidoczniej chciał uniknąć przysłuchiwania się od strony Idrissy. “Dlaczego tak uważasz?” spytał chłopak, zerkając na boga. “Jest przecież miła i pomocna” dodał. Maahes wywrócił oczami i ruszył się z zajmowanego miejsca. Jego postać górowała nad sylwetkami kobiety i chłopaka.

Choć ślepa to widzi – burknął do kobiety, a jej jasne, niewidzące oczy skierowały się na niego. – Czemu mamy ci zaufać?

Mógłbyś być milszy – sapnął Thes i stanął bliżej kobiety. Nie był pewien, czy Maahes zaatakuje, czy tylko naszła go ochota na pogawędkę. Nie musiał go rozgryźć. Wolał jednak by Idrissie nie stała się przez niego krzywda. – Jest nieufny, ale do przyzwyczajenia się. Myślę, że nie odmówię rozejrzeniu się po miejscu, w którym się znaleźliśmy… I muszę przyznać, że jedzenie też świetnie brzmi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^