Florence Danika Kelso

    W sumie Florence nie była pewna, co zaskoczyło ją bardziej – fakt, że w tak pechowy, deszczowy dzień spotkało ją takie szczęście jak pomocny mężczyzna z parasolem czy to, że ów bohater właśnie wyciągał w jej stronę mały pakunek z szarego papieru.
    Coś słodkiego, tak? — mruknęła, zacząwszy rozwijanie niewielkiego podarunku. — Dziękuję.
    Chwilę później już wgryzła się w maślaną słodką bułkę nadziewaną malinami.
    Mhm — mruknęła, po czym skinęła głową na znak, że faktycznie dostrzega szyld, o którym mówił Timothy. — Wygląda jak kawiarnia.
    Nie miała w planach się zatrzymywać. Tym bardziej, że przystanek, do którego zmierzali, znajdował się maksymalnie kilka minut drogi od nich, a taki był przecież ich cel – mężczyzna miał ją tylko uchronić przed deszczem, żeby nie zmokła bardziej przed wejściem do tramwaju. Florence zerknęła w obraną przez nich stronę, mając wrażenie, że gdyby wytężyła wzrok, zdołałaby go dojrzeć. Ugryzła kolejny kawałek bułki, a jej słodki smak zdawał się ją nieco rozanielać. Spojrzała więc na Timothy’ego, a potem uśmiechnęła się jeszcze raz, tym razem chyba nieco szerzej.
     Przeczekajmy, może jeszcze jest otwarte.
    Skoro plany i tak jej się pozmieniały, to co szkodzi?
    Kawiarnia miała być otwarta jeszcze przez trochę ponad półtorej godziny. Wystarczająco, żeby wypić kawę i pogawędzić niezobowiązująco o wszystkim i o niczym. Florence rzuciła miłe “dzień dobry” i skinęła głową w stronę pracownicy zbierającej puste naczynia ze stolika w rogu, a potem rozejrzała się po lokalu, wybierając dla siebie i towarzyszącego jej mężczyzny stosowne miejsce.
    A wybór w gruncie rzeczy nie był prosty, bo miejsce okazało się nie tylko dość puste (oprócz nich po jednym stoliku zajmowały jakieś dwie pary), ale też wyjątkowo przytulne – lekko przyciemnione, z wieloma roślinami, miłymi w dotyku poduszkami, przytulnymi fotelami i miękkimi krzesłami, z głośników w tle leciały spokojniejsze covery popularnych, znanych wszystkim piosenek. Ostatecznie składało się to na całkiem miłą całość, choć z atmosferą nieco zbyt intymną jak na kawę na przeczekanie ulewy.
    Florence jednak nie miała zamiaru rezygnować, skoro już zgodziła się na wejście tutaj, więc zawinęła pozostałą część słodkiej bułki z powrotem w szary papier, a potem schowała ją do torebki. Leżała tuż obok telefonu, którego ekran co i raz rozświetlał się od przychodzących powiadomień z Findera. Ostatecznie zdecydowała się na stolik przy oknie. Ledwo zdążyła zawiesić torebkę na oparciu siedzenia, a baristka już stała przy nich z dwiema kartami menu.
    Dobry wieczór — przywitała się, a potem położyła karty na stoliku. — Proszę powiesić kurtki na wieszakach, a ja zaraz przyjdę.
    Florence jeszcze raz skinęła głową, po czym zerknęła kątem oka na Timothy’ego. Wciągnęła powietrze, po czym zaczęła zsuwać z siebie płaszcz, odkrywając w ten sposób nagie ramiona i głęboko wycięte plecy. Na dodatek wystarczyło się chwileczkę uważniej przyjrzeć, żeby zauważyć, że pod materiałem sukienki nie znajdował się żaden biustonosz. Za każdym razem, gdy zakładała akurat tę sukienkę, czuła się w niej nadzwyczaj dobrze, ale zawsze były to właśnie finderowe randki, które w większości przypadków miały skończyć się na porannym powrocie do domu. Tym razem jednak była to kawa w kawiarni, gdzie podobny strój okazał się trochę niestosowny. Florence czuła niewielkie zażenowanie samą sobą, ale starała się tego nie okazywać, żeby nie spłoszyć mężczyzny, który przyszedł tu z nią.
    Kiedy odwiesili już swoje ubrania wierzchnie na stojącym nieopodal wieszaku, usiedli przy wybranym stoliku i zaczęli przeglądać menu.
    Moja babcia też ma w zanadrzu kilka dobrych rad i złotych myśli — odezwała się Florence, żeby przerwać ciszę między nimi. — I zawsze powtarza, że jak coś pójdzie nie tak, jak było w planach, to trzeba napić się ciepłej herbaty, najlepiej lipowej albo zielonej, ale to pewnie dlatego, bo te dwie lubi najbardziej, a reszta jakoś sama się ułoży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^