Timothy Rauron

      Spracowane dłonie młodego mężczyzny szybko zacisnęły się na miękkiej strukturze skórzanego menu, a kiedy lista słodkich deserów otworzyła się przed jego nosem, Timothy z wyjątkowym uporem zaczął analizować spis czekoladowych serników i owocowych herbat. Kiedy jednak nic szczególnego nie zwróciło jego uwagi, przewrócił kolejną stronę eleganckiej karty dań i spojrzał na rozszerzającą się ofertę przekąsek, starając się znaleźć coś dla siebie. 
    Na samej górze następnej strony wyróżniał się barwny nagłówek "babeczki", oferujący tuzin nowych deserów, z których każdy kolejny miał nazwę bardziej pokrętną od poprzedniego. Timothy nie był w gruncie rzeczy fanem słodyczy, ale wbrew sobie wczytywał się mozolnie w skład kolorowych wypieków, by w końcu z oburzeniem zastanowić się kto, do diabła, połączył gorzką palopaję z sosem karmelowopomarańczowym i kto pomyślał, że dobrze byłoby takie połączenie nazwać Kosmatą Kochanicą Króla. Młody wilk zmarszczył brwi i w tamtej chwili był stuprocentowo pewien, że w zeszłym tygodniu jego babcia zaczytywała się książką o podobnej lub nawet takiej samej nazwie.
    — No widzisz — Timothy odparł życzliwie. — Czyli już wiesz, co zamówić, żeby nieudany wieczór zamienić w coś trochę lepszego. Czasami trudno sprzeczać się z babcinymi radami, a czasami po prostu nie warto
    Kiedy czytanie menu, które do tej pory było bezpieczną przystanią i wygodną wymówką, by na Florence nie patrzeć, przestało być opcją, bo Timothy już wybrał swoje zamówienie, zrozumiał, że nie powinien proponować żadnej kawiarni. Doświadczenie to było zdecydowanie zbyt prywatne i zbyt onieśmielające, zwłaszcza, że Tim nie był w żadnym wypadku błyskotliwym rozmówcą. Z wyjątkowym trudem przychodziło mu nawiązywanie więzi z nowymi ludźmi, choć tym razem starał się ze wszystkich sił. 
    Florence wyglądając jak modelka oczywiście nie ułatwiała mu tego zadania.
    — Chociaż ja chyba wolę napić się kawy
    Kiedy ich zamówienie zostało spisane, a karty dań zniknęły z okrągłego stolika, Timothy trochę nerwowo podwinął rękaw spranego swetra, który pewnie za dwadzieścia lat zyskałby przydomek "vintage", choć obecnie zdawał się wyjątkowo niemodny i przestarzały. 
    — Więc mieszkasz gdzieś w stolicy, tak? Chyba kawałek stąd, skoro musisz dojechać tramwajem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^