Idrissa Koroni

 Z jednej z półek w pewnym momencie wyskoczyła pałka, o której Idrissa całkowicie zapomniała. Grubszy trzon zawirował uwolniony spomiędzy opasłych magicznych tomów i pognał aż pod sam sufit wysokiego pomieszczenia.
- Scurra! Wracaj mi tutaj! – rzuciła kobieta, ale artefakt ani myślał się posłuchać. Wredny mały, a w zasadzie duży kij zadzwonił na żyrandolu, jakby jeszcze pokazując tym samym swoją złośliwość. – Bo zaraz wylądujesz w podziemiach! – jej sklep miał dosyć spory magazyn pod ziemią, w którym również można było znaleźć magiczne przedmioty. Swoje miejsce miały tam niebezpieczne artefakty, bądź takie, które będąc w tym samym pomieszczeniu, co ich naturalne przeciwieństwo, wywoływały dosłownie chaos. Ponadto z niektórych jeszcze nie była w stanie ściągnąć klątw, bo miała jeszcze wiele rzeczy do nauczenia się i brakowało jej odpowiednich materiałów. Scurra nie znosiła tamtego miejsca, bo wolała być na widoku, nieukryta przed spojrzeniem klientów, przed którymi mogła lśnić swoją urodą. Była przekonana, że jest niezwykle pięknym i cennym przedmiotem, który powinien być wychwalany przed wszystkich. Już raz skończyła w magazynie i powtórzyć tego nie zamierzała, więc posłusznie zleciała na dół do Idrissy.
- Na miejsce! – kobieta tylko wskazała ręką miejsce pałki, która grzecznie się tam usadowiła akurat w momencie, w którym do sklepu weszła Florence. Umawiały się przez telefon, dlatego na tyłach budynku już czekał zastawiony imbrykiem, filiżankami i ciastem stolik.
- Cześć, miło cię widzieć – uśmiechnęła się kobieta, podchodząc do znajomej i obejmując ją na powitanie. Następnie poprowadziła ją na tyły, gdzie już rozchodził się niesamowity zapach parzonych ziół. Tak jak cały lokal, tak również zaplecze było dosyć wysokim pomieszczeniem. Po lewej stronie od wejścia było półokrągłe wgłębienie z półkami zastawionymi masą różnokolorowych ziół. Na blacie przed pierwszymi półkami stał moździerz do ich przerabiania. Dostrzec można było przed tym kącikiem drewniane krzesło, z którego Idrissa i tak zazwyczaj nie korzystała. Obok tego miejsca było kolejne, już dużo większe i zawalone przyrządami oraz materiałami do produkcji biżuterii czy amuletów. Tam był największy bałagan, wyraźnie niedawno coś znowu tworzyła na zamówienie. Na stojaku dostrzec można było już gotowy naszyjnik z dużym, niebieskim kamieniem. Przyglądając się jemu można było dostrzec, że w środku znajdowały się białe elementy, przypominające poruszające się z wiatrem chmurki. Wisiał na srebrnym łańcuszku. W pomieszczeniu było jeszcze sporo przedmiotów uporządkowanych na półkach, jakichś książek i gdzieś słychać było coś podobnego do miauknięcia, jednak bardziej groźnego…, ale trudno było zobaczyć tego kota. Wyraźnie się ukrywał przed w jego odczuciu nieproszonym gościem. Głos się oddalał, a wraz z nim jakieś chyba stalowe przedmioty się o siebie obijały. Na jednej ze ścian wisiały mapy, ale nie przedstawiały one rozpoznawalnych miejsc tylko jakieś dziwne znaki i kręgi. Jakieś elementy były znajome, ale w tej wersji trudne do przypisania. No i gdzieś tutaj jeszcze było zejście do magazynów, ale niedostrzegalne na pierwszy rzut oka.
- Zdążyłam sobie z nim poradzić jeszcze przed twoim przybyciem, częstuj się – Idrissa usiadła dopiero wtedy, kiedy już Florence siedziała i wskazała dłonią różnego rodzaju ciastka. Czuła jakąś dziwną… obecność wokół dziewczyny, ale niczego nie mogła dostrzec nawet przy użyciu magii. – Czyżby coś się do ciebie przyczepiło? – spytała trochę zmartwiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^