Kirsyn Indelan

    — Bardziej gotowy już nie będę.
    Kirsyn bezbłędnie zignorował ekscentryczne zachowanie Mivien i nawet przez chwilę nie przejął się jej losem – ostatecznie cały czas zachowywała się dziwnie. Poza tym, młody złodziej nie mógł znaleźć żadnych powodów, dla których miałby się o wiedźmę jakkolwiek troszczyć, bo od zawsze dbał wyłącznie o swoje dobro i w najbliższej przyszłości w ogóle nie planował zmieniać swojego podejścia. Ta postawa często chroniła go od większych kłopotów, bo w razie tarapatów, ratował tylko swój tyłek i nigdy nie przejmował się losem innych, przypadkowo towarzyszących mu osób. 
    W tamtym momencie zainteresowała go wyłącznie brzęcząca sakwa, którą chętnie ukradłby w noc, kiedy zostawi Mivien zupełnie samą i zniknie z jej życia nagle i bez śladu. 
    Tak, tak. Już się ubieram w te łachmany — Kirsyn bąknął cicho i odebrał ciuchy, które szybko włożył na siebie, pozostawiając w salonie bałagan i jeszcze większy stos opasłych futer i skór. Czuł się w tych obcisłych szmatach idiotycznie, ale wierzył, że przynajmniej nie zamarznie na śmierć. 
    — Oby te ciuchy były tak dobre, jak mówisz, bo tak idiotycznego odzienia jeszcze na sobie nie miałem.
    Indelan zarzucił na swoje plecy ciężką torbę, a następnie spojrzał na Mivien wyczekująco.
    — No już, oddaj mi moją broń. Chyba nie sądzisz, że jak zaatakuje nas jakiś pierdolony sowodźwiedź, to obronię się przed nim gołymi rękami? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^