Timothy Rauron

     Timothy przybył do miasta jeszcze przed południem i chociaż zegar na wieży ratusza wskazywał już szesnastą nie miał zbyt wielkich nadziei na szybki powrót do domu. Sprawunki w Manaviku często potrafiły zająć cały dzień i nierzadko bywało tak, że młody Rauron wracał do chałupy dziadków dopiero wieczorem.
    Tim bardzo dobrze pamiętał, że nocą las rozciągający się poza stolicą 
– również ten sam, który musiał pokonać, by wrócić do domu – był dość niebezpieczny i z tego właśnie powodu chciał zamknąć wszystkie swoje sprawy jeszcze przed zachodem słońca. Wiedział, że w spotkaniu z sowodźwiedziem czasami żadnych szans nie ma najzacniejszy myśliwy i nawet najlepszy wilk. A Timothy właściwie nigdy nie był najsilniejszym ogniwem watahy, więc rozsądnie nie chciał narażać się na jakiekolwiek niebezpieczeństwa, w głowie wciąż mając ostatnie spotkanie z rozwścieczonym paszczogryzem.
    Gubiąc się już w swoich dzisiejszych obowiązkach, mężczyzna przystanął na chwilę i zza pazuchy wyciągnął stary notatnik, który wyćwiczonym ruchem otworzył na jednej z ostatnich stron. Spojrzał na niechlujny spis nazwisk i szybko przypomniał sobie, gdzie powinien się teraz zjawić. Pamiętał już, że Pan Ehoon chciał przecież złożyć kolejne zamówienie.  
    Timothy schował notes do kieszeni i chociaż był gotowy do dalszej wędrówki, nie zdołał zrobić nawet kroku przed siebie, kiedy jakaś postać nie tylko weszła mu w drogę, ale również obiła się o jego pierś z całą swoją mocą. Była to kobieta dość drobnej postury, chociaż Rauron musiał przyznać, że miejsce, na które wpadła pozostawiło wrażenie, jakby staranował go jakiś wyjątkowo opasły koń. 
    
Nic nie szkodzi — odparł dość życzliwie, w pierwszym odruchu chcąc ją wyminąć i ruszyć dalej. Ostatecznie zdobył się jeszcze na krótkie pytanie, które wynikało chyba bardziej z poczucia obowiązku niż troski. — Nic pani nie jest? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^