Dong Zhen

        Kobieta zacisnęła zęby. Czuła, że wzmianka o matce była nieco nie na miejscu, ale z drugiej strony, skąd trupioblady jegomość miał wiedzieć, że wychowywała się bez matki? Zresztą.... czy to było ważne? 
        — Tak się składa, że nie miała okazji — Wycedziła Zhen, unosząc swe ciało nieco na ogonie, sama nie wiedząc czy robi to bardziej żeby mężczyzna nie patrzył na nią z góry, czy po prostu chciała wyglądać na groźniejszą, mimo, że poza morderczym spojrzeniem, nie miała w sobie zupełnie nic groźnego. Nie była szkolona na wojowniczkę jak jej starsza siostra, nie potrafiła panować nad lodowymi mocami w taki sposób jak jej ojciec, nie miała nawet stóp na które włożyłaby szpilki, żeby bronić się poprzez przydepnięcie ofiary obcasem.  
        — Zhǎozé Dōng — rzuciła dumnie. Zupełnie tak jakby mówiła o klanie który pamiętała z dzieciństwa, rosnącym w siłę pod rządami jej ojca. Szybko jednak zorientowała się, że obcy wąż wcale nie musiał wiedzieć jakie rody, klany i sekty królowały w Chinach. Jednak jako wąż, mógł przecież kojarzyć wężowe klany, a to znaczyło, że równie dobrze jego informacje mogłyby przydać się Zhen. — Za to matka pochodziła z rodu Gorgon. — Dodała szybko. 
         Opis jaki jej zaprezentował, też zresztą przypominał jej o matce, a raczej o tym, co opowiadali jej o niej Baocheng i Huan. Wielkich węży pewnie było wiele, równie dobrze wiele innych też mogło mieć węże zamiast włosów, czy ogon anakondy, a jednak serce dziewczyny zabiło mocniej, jak gdyby sama właśnie spotkała matkę. Zerknęła na mężczyznę z niepewnością, ale i nadzieją i to wielką. 
        — Ta kobieta... Nie nazywali jej przypadkiem Jelly? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^