Idrissa Koroni

Idrissa z uwagą wpatrywała się w bóstwo oczami duchów. Niewidome spojrzenie miała skierowane prosto w mężczyznę z głową lwa, którego zachowanie odebrało trochę jak… brak szacunku? Wiedziała, że bogowie bywają aroganccy i mają w nosie inne istoty, ale jednocześnie nadal ją to zaskakiwało. Westchnęła jedynie, bo z buntowniczymi zachowaniami miała styczność wręcz na co dzień, kiedy jakiemuś zmarłemu bardzo nie podobało się to, że umarł. Już od dziecka musiała uczyć się cierpliwości, bo od niematerialnego towarzystwa oderwać się nie mogła.

- Nie jestem ani bogiem, ani awatarem – odpowiedziała spokojnie, prostując się i tym razem patrząc na młodzieńca. – Ale moim przodkiem jest bogini Musso Koroni – dodała po chwili, chcąc podać mężczyźnie pomocną dłoń, ale już zdołał się podnieść i otrzepać. Wyglądał na bardzo zdezorientowanego i zadawał masę pytań, na co się tylko uśmiechnęła. Ileż to razy musiała tłumaczyć zmarłym, że no niestety, ale już nie żyją. Ten przynajmniej nie wpadł w rozpacz czy w panikę, wypierając prawdę. No, ale zapewne tutaj znaczenie miało to, że nie zginął. Po prostu zmienił otoczenie. – Nazywam się Idrissa Koroni i jestem Roho Kati – widząc nierozumiejącą minę chłopaka, który ile mógł mieć lat? 18? 19? Wyglądał na bardzo młodego i nie był stąd, więc oczywistym było, że nie miał pojęcia, jaką rasą była. – Można powiedzieć, że jestem pośrednikiem pomiędzy żywymi, a duchami. Taką… bramą? U was to się nazywa medium, ale raczej ich możliwości są mocno ograniczone w porównaniu z moimi. Może zaproszę was oboje na krótki spacer i porozmawiamy? Warto coś zjeść po przejściu pomiędzy światami, żeby odzyskać siły. Sama też chętnie usiądę, bo właśnie skończyłam bardzo wyczerpujące zlecenie, a Lekka Pianka stoi otworem – zaproponowała, nadal czując zmęczenie po ściąganiu klątwy z posiadłości. Zdecydowanie wyżarło to z niej o wiele więcej energii niż przewidywała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^