Verena Hoyde

Mijał już tydzień odkąd przeniosła się do skromnego mieszkania w stolicy Maghildu, a dalej czuła na skórze ten dreszcz ekscytacji. Gdy tylko wychylała się przez okno, uchylając okiennice, czy gdy szła do sklepu po jedzenie, nie mogła się napatrzeć na barwność i piękno miasta. Wiele czasu spędziła w Dokuarze, w rodzinnym domu. Znała miasteczko na pamięć, jak i jego mieszkańców. Miała nawet wrażenie, że rozmawiała z każdym smokiem, jaki tam żył. Coraz bardziej zaczęła odczuwać monotonie i w końcu z pomocą ojca, przekonała mamę, by ta pozwoliła jej wyjechać. Niby miała już tyle lat, a jednak liczyła się ze słowem rodziców. Może wiek nie miał tu znaczenia, a doświadczenie i zachowanie. Rena dalej była niczym nastolatka zafascynowana światem, pragnąca odkrywać piękne krainy, poznawać nowe osoby.

Wyjazd więc do stolicy był pierwszym większym krokiem w samodzielność, który Seth popierał. Zdarzało się jej zwracać do rodziców po imieniu. W końcu nadal wyglądali tak młodo, a Verena coraz bardziej przypominała dorosłą kobietę, niż słodką, małą córeczkę.

Uniosła twarz do słońca, czując, jak promienie pieszczą jej policzki i ogrzewają. Była dziś naprawdę piękna pogoda. Miała w planach dziś zwiedzić kilka sklepów i odwiedzić Lekką Piankę, która była dość popularną gospodą w stolicy. Chciała napić się jakiegoś procentowego trunku i może poznać kogoś ciekawego. Bądź pokusić się o jakiś flirt, gdyby jej oko zawiesiło się dłużej na kimś.

Znalazła się na szerszej ulicy, która wyglądała jak jedna z głównych. Powoli szła, trzymając w dłoni płaszcz. Było jej wystarczająco ciepło, by mogła się poruszać w cienkiej, przewiewnej koszuli włożonej w skórzane spodnie z wysokim stanem. Miała na sobie też skórzany gorset, który bardziej przypominał pas, znajdujący się pod piersiami. Oprócz funkcji podkreślenia wąskiej talii dziewczyny był też niezłą ochroną, przez wzmocnioną skórę. Do uda miała umocowany mały sztylet. Nie ruszała się bez niego, choć jeszcze nigdy go nie użyła. Jednak wymuszona przysięga od jej ojca zobowiązywała ją.

~~***~~

Opadła na stołek barowy z westchnięciem. Czuła się zmęczona po przejściu tylu kroków i zwiedzeniu tylu lokali. Kupiła jednak sobie torbę na ramię, a do niej powciskała nowe pamiątki, śliczne kamyki czy kilka pierścionków z kryształami. Musiała je dać mamie. Uwielbiała błyszczące przedmioty, a Rena miała to po niej. Na jej dłoni również znajdowało się kilka błyszczących pierścionków, na nadgarstkach brzęczały bransoletki, a na szyi zawiesiła ładny, czerwony kryształ.

Co podać? – głos barmana wybił dziewczynę z myśli. Spojrzała szybko na mężczyznę i uśmiechnęła się słodko.

Macie jakieś dobre wino? Najlepiej czerwone, długo dojrzewające… – mruknęła, opierając twarz na dłoni i jeżdżąc paznokciem po drewnianej ladzie. – Jestem dość wybredna jeśli chodzi o wino.

Coś się znajdzie – odparł mężczyzna i odwrócił się do regału, na którym postawiono wiele butelek. Verena przyglądała mu się z fascynacją. Miał szpiczaste uszy i był dość przystojny. Ciekawiło Ren czy był elfem, czy może kimś z innej rasy? Odkrycie ile różnorodnych istot żyło w Maghildzie dla dziewczyny było niczym prezent urodzinowy. Tyle nowych wiadomości, informacji, wiedzy. – Proszę.

Na młodej twarzy Reny pojawił się śliczny uśmiech. Podziękowała barmanowi, wyciągnęła z portfela pieniądze i przesunęła je w jego stronę.

Dzięki, przystojniaku – powiedziała i zabrała kieliszek, upijając łyk.  Miało ciekawy, barwny smak z nutą cytrusów. Podobał jej się. Razem z lampką wina postanowiła się do kogoś dosiąść. Innego sposobu na poznanie nowych osób w stolicy nie widziała. Liczyła tylko, że jej otwartość nie sprawi jej problemów.

Omiotła wzrokiem gospodę. Jej spojrzenie zatrzymało się na szarych oczach mężczyzny, który również wpatrywał się w nią. Uniosła ciemną brew do góry i chwilę mierzyli się wzrokiem, nim postanowiła ruszyć do jego stolika.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^