Mivien zacisnęła usta w wąską linię, a lodowa włócznia lekko go dźgnęła, po tą odrobinkę satysfakcji, zanim postawiła ją wzdłuż swojego boku niechętnie.
Bardzo jej się nie podobało to jak się uśmiechnął, jak prychnął i jak arogancko zaczął się zachowywać, tylko dlatego, że posiadał cenne dla niej informacje. To było okropne, a krew w jej żyłach się zagotowała, sprawiając, że zrobiło jej się nieprzyjemnie gorąco z nerwów.
Gdyby tylko mogła, zabiłaby go tu i teraz, w jej salonie, brudząc jego brudną krwią jej ukochany, biały dywanik. Jednak nie mogła i to było najbardziej denerwujące.
— Nie wypalisz żadnego papierosa świętej ziemi - warknęła, a lodowa broń zniknęła w jej rękach. — Zaprowadzisz mnie i pomożesz odzyskać świętą relikwię. Wtedy, i tylko wtedy, gdy się spiszesz, pozwolę ci żyć. Odejdziesz, a ja zapomnę o twoim istnieniu. Czy taki układ ci pasuje? — Mivien mruknęła niechętnie i złapała jego nadgarstek, unosząc go i patrząc na linę jak na jej największego wroga. Naprawdę nie chciała go rozwiązywać.
— Ale wiedz, że raz naruszysz moje zaufanie, a zginiesz na miejscu. Rozumiesz? — Zapytała chłodno i uformowała lodowy, ostry nóż w jej ręku, jednym, mocnym szarpnięciem rozcinając liny wokół jego rąk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz