Kirsyn wywrócił oczami i spojrzał na strażniczkę gniewnie myśląc, że chyba wolałby zginąć niż gdziekolwiek z nią iść. Wiedźma z Mavalio była zwykłą nieokrzesaną furiatką i wszystko, co robiła, było po prostu prymitywne. Dlatego też nie miał kłopotów jej oszukać – wymachując dzidą przed jego twarzą i grożąc śmiercią na każdym kroku, młoda strażniczka nie zdobyła szczególnej sympatii Indelana.
— Tak, rozumiem. Przestań w końcu mówić o zabijaniu mnie.
Mężczyzna rozmasował obolałe nadgarstki i burknął pod nosem, kiedy promieniujący ból rozszedł się po jego zziębniętych dłoniach. A gdy z powrotem poczuł słodki smak wolności, rozciągnął się i rozejrzał dookoła, przez pół sekundy myśląc o ucieczce. Zamiast tego, podszedł krok bliżej.
— Możemy wyruszyć jutro rano. Zamieć nie odpuszcza, więc będzie lepiej, jeśli jeszcze dziś zostaniemy tutaj. Poza tym się ściemnia, a ja miałem dość twarde lądowanie i jestem głodny. Mam nadzieję, że ci to pasuje? — Kirsyn westchnął i poprawił warstwę opasłego futra zwisającego wzdłuż jego ciała. — W każdym razie. — mruknął i wysunął w jej stronę rękę. — Wygląda na to, że mamy w takim razie umowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz