Droga nie była daleka. Już po kilku minutach weszli do karczmy, w której głośno powitano jego towarzyszkę. Na jej ustach zaigrał uśmiech, gdy rozmawiała z mężczyzną zajmującym się barem. Musieli się dobrze znać. Trochę to uspokoiło chłopaka. Był w całkiem ładnym miejscu, wśród ludzi. Raczej nic mu nie groziło. A gdy do jego nosa dotarł zapach jedzenia, westchnął tęsknie. Poczuł, jak jego brzuch wydaje cichy dźwięk aprobaty, aby coś zjeść. Nie sądził, że będzie aż tak głodny, po tak krótkiej podróży... Choć może tylko taka się wydawała. Przebył drogę między dwoma światami.
Oboje zajęli drewniany stolik z krzesłami. Kobieta, choć niewidoma, wpatrywała się w niego jasnymi oczami. Było to trochę krępujące, ale blondyn nie ośmielił się tego skomentować na głos. Pytanie kobiety zawisło między nimi. Przez chwilę Amenthes wpatrywał się w ludzi wesoło dyskutujących w karczmie, nim skupił się na rozmowie.
– To nie do końca tak, że coś konkretnego mnie tu sprowadza. Maahes powiedział, że tu znajdę więcej odpowiedzi na to jak sobie ze wszystkim poradzić, niż w... W moim świecie. Jeśli zauważyłaś, jest mało rozmowny, ponury i szybko się denerwuje. Jest kiepskim nauczycielem. Tylko wypomina mi, że jestem durniem i mój brat lepiej sobie radził w roli awatara – powiedział i splątał przed sobą dłonie, kładąc je na blacie stołu. Zaczął się nimi nerwowo bawić. – Nie pisałem się na to wszystko. Nie miałem nawet pojęcia, że bogowie, czy magia istnieją...
Przerwało mu głośne burczenie w brzuchu. Zarumienił się nieśmiało, łapiąc za brzuch.
– Przepraszam... Raczej nie można tu płacić gotówką z mojego świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz