Bogowie... Idrissa jedynie uśmiechnęła się pod nosem, wcale nie zaskoczona zachowaniem Maahes. Miała już styczność z istotami podobnymi i mniej więcej wszystkie miały ego większe niż najwyższa góra świata. No mimo wszystko mieli powody, byli najsilniejszymi żyjącymi istotami, jeśli decydowali się wplątać pomiędzy śmiertelników (bądź nie, bo niektóre rasy były nieśmiertelne). Była w sumie ciekawa, jakim cudem bóstwo związało się w ten sposób z człowiekiem i trochę żałowała, że odeszła tak szybko, ale młodzieniec w porę ją zatrzymał. Odwróciła się do niego i poczekała, nie zauważając już jego towarzysza.
- O, to się jeszcze nie zdarzyło... - skomentowała brak widoczności Maahesa. Zastanowiło ją czy dalej tutaj był, ale nawet dla niej niewidoczny czy może przeniósł się do jakiegoś swojego wymiaru. To, jak we dwójkę funkcjonowali bardzo ją zainteresowało i już układała w głowie pytania na ten temat.
Do wspomnianej karczmy nie było daleko. Już na wejściu została głośno powitana przez właściciela, który od razu ją rozpoznał, bo bywała tutaj dosyć często. Nie znosiła gotować, a jeść niestety trzeba było. Medytacja, w której czerpała energię od duchów dookoła niej, nie zawsze wystarczała, aby odbudować energię zużytą na zadanie. Jej dobre samopoczucie było od nich zależne, dlatego bardzo dobrze, że zmarli byli niemal wszędzie.
- Idrissa, jak miło cię widzieć - uśmiechnął się do niej na powitanie i skinął głową. Kobieta zrobiła dokładnie to samo w wyrazie szacunku.
- Dzień dobry, Panie Euris. Dzisiaj przyprowadziłam nowego przybysza z wymiaru ziemskiego. Proszę mu podać dzisiejszy specjał... i mi też, podwójną porcję.
- Ależ oczywiście... Czyżby kolejne trudne zlecenie?
- Tak... Posiadłość na obrzeżach... Ktoś tam komuś bardzo mocno podpadł - mężczyzna się roześmiał i od razu zabrał do roboty. Idrissa natomiast poprowadziła towarzysza do stolika, który zawsze zajmowała ona, kiwając głową na powitanie do kilku miniętych mieszkańców.
- Powiedz proszę, co ciebie tutaj sprowadza? - zapytała, kiedy w końcu oboje usiedli.
- O, to się jeszcze nie zdarzyło... - skomentowała brak widoczności Maahesa. Zastanowiło ją czy dalej tutaj był, ale nawet dla niej niewidoczny czy może przeniósł się do jakiegoś swojego wymiaru. To, jak we dwójkę funkcjonowali bardzo ją zainteresowało i już układała w głowie pytania na ten temat.
Do wspomnianej karczmy nie było daleko. Już na wejściu została głośno powitana przez właściciela, który od razu ją rozpoznał, bo bywała tutaj dosyć często. Nie znosiła gotować, a jeść niestety trzeba było. Medytacja, w której czerpała energię od duchów dookoła niej, nie zawsze wystarczała, aby odbudować energię zużytą na zadanie. Jej dobre samopoczucie było od nich zależne, dlatego bardzo dobrze, że zmarli byli niemal wszędzie.
- Idrissa, jak miło cię widzieć - uśmiechnął się do niej na powitanie i skinął głową. Kobieta zrobiła dokładnie to samo w wyrazie szacunku.
- Dzień dobry, Panie Euris. Dzisiaj przyprowadziłam nowego przybysza z wymiaru ziemskiego. Proszę mu podać dzisiejszy specjał... i mi też, podwójną porcję.
- Ależ oczywiście... Czyżby kolejne trudne zlecenie?
- Tak... Posiadłość na obrzeżach... Ktoś tam komuś bardzo mocno podpadł - mężczyzna się roześmiał i od razu zabrał do roboty. Idrissa natomiast poprowadziła towarzysza do stolika, który zawsze zajmowała ona, kiwając głową na powitanie do kilku miniętych mieszkańców.
- Powiedz proszę, co ciebie tutaj sprowadza? - zapytała, kiedy w końcu oboje usiedli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz