Nenetl Tziquin

 Nie wiedział, skąd pochodziła skośnooka, ta cała Dongolandia interesowała go głównie z jednego powodu. 
"Co do jasnej cholery robiła tam matka", myślał Nenetl, słuchając wywodu obcej wężycy. 
Aż w końcu, jej słowa zmroziły mu krew w żyłach, poczuł zimny pot na całej swej skórze, gdy usłyszał słowa Zhen.
"Naszej matki"
Mama nigdy nie opowiadała o swojej przeszłości. Ojciec bardziej zagłębiał się w ten temat, wspominał, że odziczała, zmęczona matka pojawiła się pewnego dnia na progu jego księgarni, po tym, jak wyruszyła w długą podróż z niejakim NamGim, przyjacielem, wręcz czasami bratem. Później matka znów zaczęła dziczeć, w momencie, gdy wiła jajo z nim. Urodził się już w miejscu, które doskonale pamiętał.
Zlustrował jeszcze raz Dong Zhen.
Kolor jej ogona przypominał ten jaki miała matka, Zhen miała niewątpliwie azjatyckie rysy twarzy, ale jednak widoczne było, że jest ona mieszańcem rasowym.
Matka nigdy nie mówiła o przeszłości, nikt nie mówił... — wydusił skołowany Nenetl, nie wiedząc w jaki sposób traktować tę kobietę. 
Rozejrzał się, sklep nie nadawał się na prowadzenie rozmów z nowo znalezioną, domniemaną rodziną.
Czy moglibyśmy przenieść tą rozmowę w inne miejsce? Odnoszę wrażenie, że może być dość istotna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^