Znajomość ulic, o której wspomniał jej nieznajomy, był istotny dla dziewczyny. Jako nowa w mieście, nie poznała jeszcze do końca ważnych miejsc, uliczek, które lepiej unikać i miejsca, w których warto mieć znajomości. A znajomy w Maghildzie mógł jej w tym pomóc. W końcu jego kilkumiesięczna znajomość na pewno była lepsza niż jej.
– To nie koniecznie tak, że czegoś szukam. Poznaję po prostu miasto – odparła na jego słowa. – Nie miałam jeszcze okazji wszystkich uliczek zwiedzić. Wolałabym wiedzieć, w które lepiej nie wchodzić. Wolę nie wszczynać niepotrzebnych bójek.
Zawiesiła wzrok na kartach i stojącym kuflu piwa, które było przeznaczone dla niej. Spiła łyk z pianką i parsknęła cicho. Nie był to efekt przedstawienia się mężczyzny. Co to, to nie! Bardziej śmiała się z losu, że oboje mieli imiona na V. Verena i Vidar. Niezły duet.
– Też lubię na słodko naleśniki. Zrobiłeś mi już smaka. Musimy na nie iść – powiedziała, zerkając przez ramię na bruneta, który w tym samym czasie pochylił się nad nią, łapiąc jej dłonie swoimi.
Lekko spięła się, gdy mężczyzna ją tak otoczył swoją osobą. Choć zdążyła go już polubić, to znali się kilka minut, a Rena lubiła swoją przestrzeń osobistą. Co nie oznaczało, że dziewczyna szanowała przestrzeń osobistą innych. Potrafiła bardzo dobrze to ignorować. Czy to robiło z niej hipokrytkę? Niech rzuci kamieniem ten, który nie był nigdy hipokrytą.
– Vi…? – zaczęła, ale brunet pociągnął zamiast niej kartę ze stosu. Chciała spytać, co on wyprawiał, przecież mieli już tak mało kart. Ten od razu nową kartę wykorzystał, rzucając na górę coraz większego stosu pośrodku stołu. Jej spojrzenie oceniło kartę z namalowanym tronem, o złotej ramie. Vidar wyjaśnił jej funkcję, na co mruknęła z zadowoleniem. Więc tak można było się szybko pozbyć ziarna, choć istniało prawdopodobieństwo, że wróci do nich. Udało im się jednak tego uniknąć. Z ostatnimi kartami poradzili sobie tak szybko, że za nim zrozumiała, że zwyciężyli, pan-bródka oburzony wstał.
Po plecach przeszedł ją dreszcz, gdy wyciągnął lśniące ostrze i wycelował nim w ich dwójkę. Próbowała powstrzymać śmiech na słowa Vi. Więc tak obierał taki atak, czy może zawsze próbował wkurzyć przeciwnika słownie? Złośliwy uśmieszek na jego twarzy wyglądał seksownie. Cała jego postawa mówiła dziewczynie, że jest gotowy odpowiedzieć mężczyźnie na każdy cios i oddać z nawiązką. Zielone płomienie, które już dziś widziała na jego dłoni, kolejny raz pojawiły się. Wstała powoli, lepiej gdy inni ją w tym momencie zignorują. Skrupulatnie wyzbierała każdą monetę ze stolika, w tym własne i wsypała je do torby. Później je podliczy.
– Co ty pieprzysz? – warknął pytanie przeciwnik Vidara, a dziewczyna na chwilę zamarła.
Może powinna się jakoś wtrącić? Choć z drugiej strony, chciała zobaczyć, do czemu mógł się posunąć jej nowy znajomy. Chciała go poznać. A sytuacje, w których czujemy się zagrożeni, ukazują tyle emocji. Od zbierających się wokół nich gapiów, ich wścibskich spojrzeń i duszących ją emocji, postanowiła się wycofać. Aż tak dobrze sobie nie radziła z kontrolowaniem emocji. W dodatku bandzior nie wyglądał na takiego, którego łatwo się uspokoi słodkimi słówkami. A Vi… Wyglądał na takiego, co sobie na pewno poradzi. Bądź jego przeciwnik stchórzy, widząc zielony ogień, na który spoglądał. Może też Vidar się wycofać. Była ciekawa czy wybierze walkę, układ czy odpuści.
Aż oczy jej zabłyszczały, gdy zobaczyła wśród coraz większego tłumu zainteresowanych klientów sprzeczką, osoby z portfelami na wierzchu, czy błyszczącą biżuterię. Na wszystkich bogów, których znała! Zerknęła ostatni raz na jej kompana w grze decydując się wykorzystać ten moment. Poczeka na niego na ulicy. Może nawet podzieli się większym łupem, który planowała zdobyć… No i obiecała mu naleśniki! A jest słowna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz