Vidar Avinor

- Mógłbym ciebie, ale nie jesteś w moim typie. - Rzucił nonszalancko, jeszcze bardziej denerwując swojego przeciwnika.
Vidar nigdy nie wstydził się tego, kim był. Już od dziecka wiedział, że interesują go zarówno kobiety, jak i mężczyźni, dlatego nie czuł potrzeby ukrywania tego przed światem. Innego zdania była zaś jego matka. Od zawsze uważała go za błąd, jaki śmiał pojawić się w jej rodzinie. Na początku przeszkadzał jej tylko fakt, że pierwsze dziecko okazało się chłopcem, ale z biegiem czasu zaczęła go skreślać również ze względu na rasowy potencjał. Zapewne bała się przyszłości, gdzie męscy przywoływacze mogliby w końcu wrócić do fachu, a matriarchalna rodzina nie miałaby dłużej sensu. V, mógł być zarówno wybrykiem natury, jak i czubkiem góry lodowej nowego pokolenia, więc nie dało się jednoznacznie przewidzieć nowych losów rodziny Avinor. Jedno było jednak pewne. Jeśli Norah zobaczyłaby go teraz w takiej sytuacji, bez cienia zawahania zaczęłaby szukać papierów, umożliwiających jego wydziedziczenie.
- Chodź tu do mnie, ty bezczelny gówniarzu. - Bródka, rzucił się w jego stronę, próbując wbić nóż w prawe ramię chłopaka.
- Nie zamierzam. - Zablokował sprawnie cios, co nie było zbyt skomplikowane, zważywszy na to, że kolczyk, przez swoje upicie alkoholowe, ledwo trzymał się na nogach. - Przemęczasz się. - Zgiął się w pasie, a pięść stojącego za nim elfa, zderzyła się z policzkiem głównego agresora.
Zmiennokształtny, już na początku, zdecydował się wycofać z walki, dlatego brunet postanowił nie zwracać na niego większej uwagi. Nie chciał zabijać nieznajomych, gdyż żandarmeria na karku nie byłaby najlepszym marketingiem, a poza tym byłoby szkoda, gdyby ta niezbyt ładna karczma, jeszcze bardziej popadła w ruinę.
- Kończmy to. - Westchnął, a na jego dłoniach ponownie rozbłysnęły zielone płomienie.
Chociaż “dotyk duszy” oryginalnie miał służyć jedynie do niszczenia niechcianych klątw, szarooki niejednokrotnie przekonał się, że na ludzi działa on w podobny sposób. Co prawda, nie odbierał im życia, lecz pozbawiał przytomności na dobre kilka godzin. Umożliwiało to sprawną ucieczkę oraz zwalenie problemu na inne, postronne osoby.
Kiedy obydwaj gracze upadli na ziemię, ukłonił się z wdziękiem swojej “widowni”, dzięki czemu zorientował się też, iż jego nowa kompanka go opuściła. Dlaczego tego nie przewidziałem? wykrzywił usta w lekkim grymasie, składając rozrzucone karty w elegancki stos, który następnie znalazł nowy dom w jego kieszeni. Skradziona talia mogła mu posłużyć jako przesłanka do kolejnej wygranej lub klucz do odnalezienia tronowego kopciuszka.
Upewniając się, że obsługa przybytku nie wezwie żadnych służb, opuścił Lekką Piankę, o mało nie rozbijając się o stojącą w cieniu Verene.
- Czyli jednak mnie nie skreśliłaś. - Ogarnęła go mała euforia. - Naleśniki dalej aktualne? Chyba należy mi się podwójna porcja. - Poprawił poły czarnego płaszcza, ukrywając pod nim poplamioną koszulę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^