— Poproszę Mistrza Sau o pobłogosławienie naszej podróży. W ten sposób wiatry i pogoda będą nam sprzyjać, a wataha Siedmiu Wiatrów nie będzie nam wszystkiego utrudniać — Mivien mruknęła, w duchu modląc się o zgodę pradawnego smoka o poparcie jej podróży. Pamiętała historie o zamieci stulecia, jaką Sau zesłał na Dalir, gdy tylko relikwia została skradziona, więc skrycie miała nadzieję, że pradawny będzie chciał, żeby odnalazła to jak najszybciej.
— Jeżeli uzyskam błogosławieństwo i rozkaz, wtedy świątynia nie będzie mogła oponować w żaden sposób, ponieważ i tak muszę iść i im o tym powiedzieć. Urodziliśmy się, aby służyć bogom, więc jeżeli taki będzie Jego rozkaz i wola, musimy je wypełnić — Isoyne powiedziała z niemal nabożnym głosem i lekkim uśmiechem, pełnym oddania i wiary. Przez ten krótki moment mogła stwierdzić, że Indelan nie był za bardzo bogobojny (zresztą nikt taki nie zechciałby okraść Atley), lecz nie przejmowała się tym.
Mivien była dumna z tego kim była, a służenie Bogu było największym zaszczytem w jej życiu. Nigdy więc nie będzie się z tym kryła.
— Postaram się przygotować na podróż jak tylko mogę — mruknęła i wytarła swoje usta, gdy drewniane miski stały się puste, zarówno jego jak i jej. — Nie do końca wiem co trzeba spakować, jak się możesz domyślić, nigdy nie podróżowałam, ale liczę na twoją pomoc. A i... Chyba nie planujesz iść w tych futrach przez Mavalio, cały opatulony i obciążony, prawda? — Spojrzała na niego sceptycznie, w ogóle nie dziwiąc się, że wpadł do Atley półżywy. Zamiast lekkich rzeczy trzymających ciepło lepiej niż niejedne futra, był obwieszony martwymi zwierzętami, które nie tylko były bardzo ciężkie, ale także ciepłe na tyle, żeby przejść z budynku do budynku.
Mivien będzie musiała pożyczyć mu parę rzeczy, ponieważ mimo że nie do końca chciała, nie mogła pozwolić na to, aby jej jedyny przewodnik zmienił się w sopel lodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz