— Więc mam się w końcu rozgościć, czy niczego nie dotykać? — młodzieniec burknął kąśliwie i podszedł do swojego plecaka, z którego następnie wyciągnął skórzaną sakwę. Później rozsiadł się na podłodze i uporczywie grzebiąc w kiesie, zaczął z niej wyciągać kolejno kawałek koziego sera, suszoną baraninę oraz jedną bułkę grahamkę.
W tamtym momencie Indelan dziękował bogini Katanes, że jego plecak zagrzał się przy buchającym ogniu wystarczająco, by skamieniałe jadło i wszelkie inne przedmioty zdołały się rozmrozić. Meldruńczyk wbił więc zęby w czerstwe pieczywo i żując niestrudzenie, sięgnął do kieszeni po obitą i starą papierośnicę.
— Masz jakieś imię? — mruknął i uchylił wieko srebrnego pudełka, wyciągając ze środka jedną fajkę, którą starym nawykiem wsunął za ucho. Dopiero potem niechętnie podsunął papierośnicę w stronę kobiety i bez słów zaoferował jej papierosa. — Na dalekim zachodzie krążą jakieś legendy o wiedźmie z Mavalio i pewnie chodzi o ciebie, ale nie wyglądasz w sumie na jędzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz