— Nie, rozgość się — Mivien mruknęła i przewróciła dyskretnie oczami, nawet jeżeli takie dziecinne gesty nie były za bardzo w jej stylu. Kirsyn Indelan był pewnym siebie mężczyzną, za to bardzo bezczelnym oraz mało powściągliwym, i po prostu nie wiedziała, jak go zniesie przez tą noc.
Sztywno, przez jego obecność, podeszła do sofy, która bardziej przypominała solidną, drewnianą ławkę, wyścieloną grubymi futrami i usiadła, trzymając plecy proste jak struna, gotowa do ataku w razie każdej konieczności.
Aż dziw ją brał, gdy widziała jak komfortowo i luźno Indelan sobie siedział.
— Mivien. Nazywam się Mivien Isoyne — mruknęła i pokręciła przecząco głową, rozpoznając wyroby tytoniowe, którymi chciał ją poczęstować. Do dzisiaj pamiętała jak niektóre pomieszczenia w świątyni śmierdziały papierosami, kadzidłami i innymi ziołami, które palili po kryjomu kapłani. Ten zapach był po prostu okropny, ale palenie w jej mieszkaniu i tak było lepszą opcją, niż przed świątynią Boga Sau, dlatego mimo wszystko, nie zabroniła mu tego robić. Po prostu pamiętała, że to już było uzależnienie.
— Kirsynie Indelanie, jestem magiem lodu, nie wiedźmą. I na pewno nie jędzą... Cokolwiek to znaczy...? — Mruknęła niepewnie i spojrzała na niego lekko pytającym wzrokiem. Niektóre słownictwo, to bardziej potoczne, nie funkcjonowało w jej słowniku. Mivien była zamknięta w Atley od szesnastego roku życia - slang i słowa o różnym znaczeniu, nigdy nie miały szansy na bycie przez nią usłyszane.
— Skąd jesteś i ile masz lat? I dlaczego masz taką ciemną skórę? Nie jesteś z Tuldur, prawda? — Te pytania wyleciały z jej ust, kompletnie mimochodem. To nie było tak, że była nim zainteresowana jako człowiekiem, czy też mężczyzną, lecz część niej po prostu musiała wiedzieć coś więcej o osobie, z którą będzie siedzieć zamknięta do rana, i, co więcej, będzie podróżowała.
Poza tym, skoro on jej zadał pytanie, ona też miała do tego prawo. Prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz