Kirsyn Indelan

     Kirsyn parsknął pod nosem, ale powstrzymał się od dalszych komentarzy ostatecznie nie chcąc przecież urazić Mivien ani sprawić jej przykrości. I to nie dlatego, że nagle przejmował się jej uczuciami, a dlatego, że wciąż po prostu bał się o swoje życie, które ona mogła mu w każdej chwili odebrać. Jednak gdyby nie strach, młodzieniec bez zastanowienia powiedziałby, że to zwykłe pierdolenie. Przynajmniej w jego opinii, nikt rozumny nie chciałby spędzić najlepszych lat swojego życia w zamknięciu, z jakąś sakralną i abstrakcyjną misją strzeżenia kilku starodawnych błyskotek. 
    U nas nie ma bizonów, chociaż widziałem kilka w Mittwagu. Tylko jakoś nigdy nie spodziewałem się, że mogą tak dobrze smakować — mężczyzna rzucił półżartem i zajadł kolejną łyżkę gorącego gulaszu, pałaszując go w zastraszającym tempie. Następnie sięgnął po pajdę chleba i zagryzł chrupkie pieczywo, czując, że z każdym kolejnym kęsem odzyskuje stracone siły. 
    Proszę? — Kirsyn bąknął skołowany i uniósł dłoń do ucha, wymacując srebrny kolczyk. — Ah, to. Można tak powiedzieć, tak. Nasz lud bardzo lubi biżuterię. Kolczyki, wisiorki, bransoletki. Na targach jest od cholery różnych kolorowych rękodzieł. W Meldrum wszyscy coś noszą i prawie wszyscy mają tatuaże, ale tatuaże to częściej kwestia przynależności, rangi. Po tym rozpoznajemy, kto jest ważny, a kto mniej ważny. Oczywiście czasami to tylko kwestia estetyczna — wyjaśnił, wymachując nadgryzionym chlebem. 
    Młodzieniec nie spodziewał się, że relacja z Mivien będzie miała tak dynamiczny rozwój, ale powoli zaczynało mu się to podobać. Tajemnicza kobieta okazała się całkiem intrygującym rozmówcą, więc fakt, że była jego niedoszłym zabójcą, powoli zaczął tracić ważność. 
    — A co, wy nie macie czegoś takiego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^