Chociaż jeszcze przed chwilą sądził, że kobieta zawodowo go oszukała, teraz na nowo zaczął się z nią spoufalać. Chwycił więc delikatnie jej dłoń, którą umieścił w zgięciu swego łokcia, a następnie zaczęli zmierzać w kierunku obiecanej naleśnikarni. Samo myślenie o tym miejscu sprawiało, iż mężczyzna stawał się coraz bardziej głodny. Nie jadł jeszcze kolacji, dlatego potencjalne zapachy owego posiłku, wydostające się z pobliskich domów, ściskały mu pusty żołądek.
- Oczywiście, że żyją. - Odpowiedział, uśmiechając się pod nosem. - Nie wypada mieć teraz problemów z żandarmerią. Wbrew pozorom, w stolicy bardzo wygodnie się żyje. - Skręcili w mniej uczęszczaną uliczkę, którą mimo wszystko oświetlał blask mosiężnych lamp.
Nie czuł się w ogóle skrępowany faktem, że kobieta planowała za niego zapłacić. Jakby nie patrzeć, wygraną pulę pieniędzy i tak zamierzali podzielić na dwie równe części, więc uznał to za wypłacenie swojego ułamka zysku. W innym przypadku, zapewne trzymałby się wersji, iż to on zapłaci za jedzenie Vereny. Wynikało to zarówno z manier, jak i stylu życia, jaki Vi prowadził jeszcze sześć miesięcy temu. Matriarchat wpoił mu wiele zasad, od których do dziś nie mógł się uwolnić. Chociaż wiedział, że to tylko kwestia czasu, dalej czuł silną potrzebę niezależności. Nie wrócę tam. Nie, póki ONA jeszcze żyje, pomyślał uspokajająco, wypatrując placuszkowego budynku. Mimo późnej pory, czerwona cegła nadal pobłyskiwała radośnie w opustoszałej uliczce, a z wnętrza pomieszczenia wydobywała się skoczna muzyka, która mimo gastronomicznego położenia, wręcz zapraszała do tańca.
- Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale czy nie zechciałabyś opowiedzieć mi o sobie trochę więcej? - Odsunął czarnowłosej najbliższe krzesło, aby mogła na nim spocząć. - Nie chciałabym być nachalny, ale wydajesz mi się bardzo ciekawą osobą, o której nie chciałbym tak szybko zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz