— Nadal czekamy? — zapytał kelner jakby przyjaźnie, delikatnie się uśmiechając.
— Nie. Proszę podać mi wino. Obojętnie jakie.
Mężczyzna podał Florence kieliszek półsłodkiego wina. Wkrótce potem zapłaciła rachunek i wyszła, narzucając na siebie elegancki płaszcz. Obserwował ją przez cały jej pobyt w restauracji, a chociaż pracował w tym miejscu już prawie osiem lat i co najmniej raz w miesiącu widział podobne sytuacje, nadal nie mógł się oprzeć wrażeniu, że samotna, porzucona kobieta jest jednym z najsmutniejszych widoków, których doświadczył w swojej karierze, a może nawet w życiu.
Florence natomiast szła w lekkim deszczu bez parasola, pomstując pod nosem na pierdolonego Mike’a 28, który po prostu ją wystawił. A miało być tak miło! Miała zjeść dobrą kolację, napić się wina, a potem może, jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, choć nie była to żadna konieczność, pokazać przystojnemu panu ze zdjęć swoją nową bieliznę z leciutkiej koronki, za którą zapłaciła zdecydowanie za dużo. Tymczasem okazało się, że drań ją wystawił, a ona nie miała nawet parasola.
W całej jej karierze internetowych randek to był w sumie czwarty raz, kiedy mężczyzna nie przyszedł na spotkanie. Co prawda, koszmarnych, których nie powinna zaliczać za udane wieczory, było o wiele więcej, ale akurat te, kiedy facet wcale nie przychodził, były zdecydowanie gorsze, bo boleśnie godziły w jej dumę i dobre samopoczucie. Z tych złych mogła się przynajmniej pośmiać, a tak?
Florence szła dalej w stronę przystanku tramwajowego, żeby jak najszybciej wrócić do domu, szybkie stukanie jej szpilek roznosiło się po okolicy, a ona wyciągnęła telefon z torebki. Nawrzucała mężczyźnie, co o nim myśli, zwyzywała, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę ją wystawił. Nagle przestał jej się wydawać przystojny i zabawny. Zdegradowała go do poziomu idioty, żenującego frajera. Krzyżyk na drogę!
Kiedy wrzuciła telefon znów do torebki, obiecała samej sobie, że robi przerwę od Findera chociaż na miesiąc, o czym poinformuje babcię i mamę zaraz po powrocie. Niby nie było to nic takiego, ale obie kobiety doskonale wiedziały, że dla Florence ta aplikacja była tym samym, czym dla babci klub seniora, a dla mamy klub ogrodnika i spotkania na nordic walking – miejscem, gdzie poznaje się atrakcyjnych, interesujących mężczyzn.
Padało coraz mocniej, więc Florence w końcu zdecydowała się zatrzymać pod jakimś niewielkim zadaszeniem, żeby nie zmoknąć jeszcze bardziej, choć jej buty i nogi były już pokryte plamami błota, a włosy, wcześniej ułożone w romantyczne fale, nad którymi spędziła tyle czasu, zupełnie się rozprostowały, przez co miała wrażenie, że wyglądała jak mokra kura, choć obiektywnie rzecz biorąc, nadal nie wyglądała źle – nawet makijaż jej się nie rozmazał. Miała jednak wrażenie, że zaraz się popłacze z tej złości i bezsilności. Było jej zimno, marzyła już tylko o ciepłym kocu, ciepłej herbacie i jakiejś fajnej książce.
Najpierw musiała jednak dostać się na przystanek, wsiąść w tramwaj, a potem jeszcze kawałek się przespacerować, a to też nie należało do najłatwiejszych zadań, biorąc pod uwagę aktualne warunki. W tamtym momencie pożałowała dwóch rzeczy:
Po pierwsze – nie wzięcia ze sobą parasola.
Po drugie – umówienia się na tę cholerną randkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz