Jernest Blaine

      Jernest miał naprawdę dobrą orientację w terenie i chyba najlepszym dowodem na to był fakt, że po czterdziestu latach podróży nie zdarzyło mu się zgubić. Okazywało się jednak, że przeglądanie bibliotecznych zasobów było już zgoła innym rodzajem poszukiwań, a mężczyzna w średnim wieku czuł się cholernie zagubiony wśród tych setek tytułów i okładek, które zaczynały mu się zlewać w jedno. Absolutnie nie przez to, jak książki były ułożone na półkach, bo pan Blaine obiektywnie uznał ich układ za sensowny, jednak im bardziej zagłębiał się w opisy i streszczenia książek, okazjonalnie delikatnie je wertując, tym bardziej mieszały mu się w głowie wszystkie zakodowane informacje, wątki i bohaterowie. Chyba naprawdę jedyne czytadła, do których się nadawał, były zbiorami starych historii, najlepiej z wyrysowaną gdzieś w środku mapą. Ale czy teraz map się częściej nie drukuje? Zresztą kto to widział, żeby mapy były tak dziwnie tworzone, a nie ręcznie rysowane przez podróżników? Przecież za jego czasów młodości...
     Na szczęście z tych zbutwiałych rozmyślań wyciągnął go głos młodej kobiety jeszcze zanim sam zdążył spróbować. Podniósł wzrok z trzymanej książki, dopiero zdając sobie sprawę z tego, że przez natłok informacji fabularnych nieświadomie zmarszczył brwi. Nieco machinalnie skinął głową, znów witając się z bibliotekarką, po czym odwrócił się bardziej ciałem w jej stronę, przymykając powieść w dłoniach. Mruknął potem niewyraźnie pod nosem coś, co miało dość twierdzące brzmienie.
     – Szukam książki dla córki, dziewiętnaście lat ma – wyjaśnił od razu, po czym nieco odchrząknął, bo jego głos znów zachrypiał. – Przestawiła się na poważniejsze książki, romansideł nie lubi, to na pewno – dodał, chcąc jakoś pomóc im obojgu w znalezieniu jakiejkolwiek powieści, którą Dorothy mogłaby z zainteresowaniem przeczytać.
     Tak bardzo jednak skupił się na tej myśli, że dopiero po krótkiej chwili uświadomił sobie, że wypożyczanie czegokolwiek z biblioteki nie polega po prostu na wzięciu tego z półki i wyjściu.
     – Najpierw kartę trzeba mi założyć, tak? Czy można później? – dopytał z ukrytą nutką niepewności.
     Na wszystkie Siedem Wiatrów, przecież ostatnia karta biblioteczna wyrobiona na jego imię i nazwisko liczyła sobie już z trzydzieści lat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^