Timothy Rauron

     Ulewny deszcz coraz mocniej uderzał o sklepową markizę, a kałuże – przed chwilą jeszcze dosyć małe – powoli zalewały ulice wyścielone szaroburą trylinką. Czarny parasol Tima zewsząd ociekał wodą, a kłębiące się ponad głowami chmury przybrały odcień intensywnej, ciemnej szarości, która całkowicie pochłonęła ciepłe światło kwietniowego popołudnia. Zapowiedź wiosennej mżawki przeminęła i nagle stało się oczywiste, że padać będzie jeszcze przez kilka kolejnych godzin, a może nawet całą nadchodzącą noc. 
    Timothy uśmiechnął się w końcu i spojrzał na kobietę przed sobą trochę uważniej niż do tej pory. 
    I choć w Manaviku było mnóstwo różnych dziewczyn o urodzie egzotycznej lub pospolitej, to właśnie w tej nieznajomej było coś szczególnego, co sprawiało, że wyglądała wyjątkowo ładnie. Prawdopodobnie na ten chwytliwy urok złożyły się szpilki, sukienka i makijaż, ale Rauron przez krótką chwilę pomyślał, że to właśnie ta kobieta, dla której rozważyłby wyrzucenie kilku myśliwskich durnostojek ze swojego pokoju. 
    Prędko jednak ocknął się z tego krótkiego transu i niezgrabnie przełożył siatki z zakupami, ściskając jej dłoń. 
    — Timothy.
    Następnie, tak by Florence bez narażania się na deszcz mogła wyjść poza markizę, Tim pochylił parasol w stronę zadaszenia i przesunął się nieznacznie. 
    — Bardzo chętnie cię zaprowadzę, tylko musisz mnie poprowadzić. Nie wiem gdzie są przystanki.
    Timothy nie był najlepszym rozmówcą, ale żeby nie iść też w kompletnej ciszy, postanowił podjąć jakiś temat i wypalił z tym, co pierwsze przyszło mu do głowy. 
    — Chyba nie w porę złapał cię ten deszcz, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^