Timothy Rauron

    Jeżeli parasol mógł być jednoosobowy to Timothy właśnie przekonał się, że ten, który trzymał nad swoją głową niekoniecznie był stworzony dla par. Kiedy Florence zajęła miejsce u jego boku, nagle stało się jasne, że oboje nie uchronią się od deszczu. Tim niezauważalnie przesunął więc czarny materiał trochę bardziej w stronę kobiety, upewniając się tym samym, że w żadnym wypadku nie była już narażona na wiosenną ulewę. Sam oczywiście poza parasol wystawił wyłącznie swoje ramię i nie była to kwestia zbyt tragiczna – Rauron wychowywał się w końcu w Tuldur i kwietniowy chłód był niczym w porównaniu do mroźnych i śnieżnych nawałnic. 
    — Właściwie to tak, chociaż chyba nikt nie dał mi wyboru. Tam, gdzie mieszkamy nie ma zbyt dobrego połączenia. To znaczy, owszem, jest jakiś przystanek, ale dość daleko. Wydaje mi się, że naprawdę bliżej jest już piechotą do samego miasta.
    Timothy nie miał problemu z ich bliskością, ale skłamałby mówiąc, że Florence go nie onieśmielała.  W końcu była bardzo atrakcyjna, a sukienka i buty na wysokim obcasie dodatkowo podkręcały poziom jej eleganckiej samoprezentacji. On z kolei, wyglądał jak najzwyklejszy wieśniak i w tamtej chwili oddałby wszystko, żeby mieć na sobie płaszcz dziadka zamiast przetartej tu i ówdzie kurtki. 
    — Wiesz, kiedy mi nie wychodzą jakieś plany, moja babcia zawsze mówi, że "widocznie tak musiało być". A potem snuje jakieś teorie o tym, co stałoby się, gdybym na przykład tam poszedł i powiem ci, że w każdym scenariuszu jestem przez kogoś mordowany. Więc może nie ma tego złego, nie? Tak musiało być. 
    A potem, by pocieszyć Florence bez słów i znaczących gestów, Tim otworzył jedną reklamówkę i podał jej bułkę, zapakowaną szczelnie w arkusz szarego papieru. Uśmiechnął się przy tym serdecznie i skinął głową.  
    — Proszę. Skoro ten dzień nie jest najlepszy, to przyda się coś słodkiego.
    Ulewa z każdą chwilą nabierała na sile, a rozbrzmiewająca w oddali burza szybko zbliżała się do stolicy. 
    — Chyba masz rację — odparł i zerknął spod parasola na czarne, zachmurzone niebo, które przez krótką chwilę rozbłysło przecięte potężnym łukiem błyskawicy. Chwilę później rozległ się hałaśliwy grzmot, a wraz z nim zerwał się wiatr.
    Może spróbujemy gdzieś przeczekać? Robi się chyba dość niebezpiecznie — Tim mruknął i rozejrzał się po zmokniętej ulicy, analizując niewyraźne szyldy sklepów. — Tam jest, sam nie wiem, możliwe, że jakaś kawiarnia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^