Kirsyn Indelan & Mivien Isoyne

    Ze zduszonym śmiechem, Kirsyn ściągnął z głowy czarne kalesony i ułożył stos ubrań tuż obok ciepłego paleniska, nie zwracając większej uwagi ani na rozciągliwe koszulki, ani na spodnie o wątpliwie męskim fasonie. Młodzieniec był wówczas zbyt zajęty niewinnym wyśmiewaniem jej głupoty i nic nie było tak zajmujące, jak słuchanie Mivien oraz jej absolutnie śmiesznych pretensji. I chociaż życie młodej strażniczki nie było sprawiedliwym materiałem do drwin, Kirsyn nie mógł opanować salwy śmiechu, która cisnęła się na jego usta w niekontrolowanej uciesze.
    Z całym szacunkiem, ale to nie ja siedzę w jakieś boskiej świątyni pół swojego życia, Miv, i to nie ja wymachuję dzidą na prawo i lewo — młodzieniec parsknął i skrzyżował nogi, kuląc je do piersi. — Po prostu to dość zabawne. Szczególnie że mówiąc suka, miałem bardziej na myśli, że jesteś cholerną zołzą

    Mówiąc suka, miałeś na myśli zołza? Poddaję się, nie wiem, o co ci chodzi — Mivien mruknęła i pokręciła głową z rezygnacją. Indelan pochodził ze stron, w których musiało się mówić kompletnie inaczej, niż ona była do tego przyzwyczajona. Na tamtą chwilę to po prostu brzmiało jak stek bzdur.
    I z czego się śmiejesz, przepraszam cię bardzo? Leżysz w moim domu i jeszcze mnie wyśmiewasz. Gdyby nie fakt, że cię potrzebuję, coś bym ci zrobiła. — Popatrzyła na niego gniewnie, a w jej ręce mimowolnie pojawiła się śnieżna kula, która miała być jedynym sposobem na ulżenie jej nerwom. 
    Mivien nie mogła mu zrobić krzywdy, lecz Kirsyn zachowywał się jak cham, wyśmiewając ją. Dlatego, mimo że jego śmiech był akurat całkiem zaraźliwy, cisnęła wprost w jego głowę puchatą śnieżką, z satysfakcją patrząc, jak się na nim rozlatuje.
     Więc kiedy śnieżka z impetem roztrzaskała na buzi młodego Indelana, jego twarz zmarszczyła się w głupawym grymasie, a wykrzywione w niezadowoleniu usta ułożyły się w pretensjonalny okrzyk, który rozniósł się prawdopodobnie po całym Atley. Jęk idiotycznego zaskoczenia szybko jednak przybrał formę niewinnego śmiechu, a ten następnie szkaradnego rechotu, który niekontrolowanie wypełnił całe pomieszczenie, sprawiając, że Kirsyn nie potrafił wydusić z siebie najmniejszego słowa.
    Młodzieniec w końcu wytarł twarz w rękaw grubego swetra i pozbył się warstwy śniegu spod oczu oraz z nosa.
    I to jest w tym wszystkim właśnie najlepsze, bo nic nie możesz mi zrobić — młodzieniec bąknął triumfalnie i posłał w jej stronę figlarny uśmiech. — Powiedziałbym, że jesteś dziwna, ale już mi się nudzi powtarzanie tego w kółko. Powiedz mi lepiej, czy jesteś pewna podróży do Meldrum? Nie jestem pewny, czy z twoją cerą to dobry pomysł. 
    Tak, jestem. Nie wystarczy, jeżeli zakryję wystającą skórę, żeby mnie nie przypaliło? — Mivien zapytała, używając słowa "przypaliło" całkiem dosłownie. Według niej czterdziestostopniowy upał był ponad ludzką wytrzymałość i to nie będzie w żaden sposób to samo, co lekkie oparzenia słoneczne na polikach, gdy słońce odbijało się od białego śniegu.
    Spłonie w Meldrum żywcem. 
    Ale na tamtą chwilę jakoś jej to mocno nie przeszkadzało, bo śmiech Indelana, który wypełnił całe pomieszczenie, był głośny, szczery i w pewien sposób słodki, do tego stopnia, że i Mivien nie mogła powstrzymać uśmiechu na swojej twarzy. 
    A od wyprawy mnie nie odstraszysz. Muszę tam iść i muszę to znaleźć. A ty mi w tym pomożesz, bo lubisz żyć.
    Nie odstraszę? Cóż, w porządku. Warto było przynajmniej spróbować 
 młodzieniec siedzący koło ciepłego paleniska wywrócił oczami i parsknął pod nosem, leniwie sięgając w stronę schodzonego i zdartego plecaka, który walał się niechlujnie na sosnowej podłodze.
    Tak, sam nie wiem ... — burknął, otwierając torbę. — Może uda nam się kupić jakąś maść przeciwsłoneczną w Manaviku albo Dokuarze. Tamtejsze sklepy są dobrze zaopatrzone, więc może – tylko może – jakoś przeżyjesz ten upał. Oczywiście, w innym wypadku to też nie będzie żadna strata  — Kirsyn dociął jej kolejny raz, a potem zamilkł na kilka chwil, uświadamiając sobie, że zaczynał myśleć o tej całej podróży zbyt poważnie – a przecież nie będzie żadnego Manaviku, Dokuary ani nawet Jorviku, bo to wszystko były staranne kłamstwa, które ostatecznie prowadziły donikąd. 
    Milcząc, Indelan zaczął w końcu grzebać w odmętach starego plecaka, mruczał coś pod nosem, raz marszcząc brwi, a raz wykrzywiając usta w cierpkim grymasie.
    Gdzie moja brzytwa? 
    A po co ci brzytwa? — Mivien spytała podejrzliwie i zmrużyła lekko oczy. — Wszystkie ostre i niebezpieczne przedmioty są schowane, żeby ci nic złego do głowy nie przyszło. Chyba że chcesz się ogolić, chociaż myślałam, że po prostu tak się nosisz. Futra i gruba broda — Mruknęła i zeskanowała go wzrokiem, stwierdzając, że naprawdę nic o nim nie wie i nie wie, czy może mu ufać.
    Z jednej strony Mivi mogłaby zaryzykować i mu ją dać, jeżeli jedyne, do czego by mu posłużyła to zabieg kosmetyczny, trzymając w ręku broń dla pewności. Z drugiej strony jednak nie wiedziała, czy Kirsyn, mimo szczerego śmiechu nie miał brudnych intencji.
    Jeżeli obiecasz, że będziesz grzeczny, dam ci ją na chwilę. — Mruknęła i oparła piętę o brzeg siedziska fotela, patrząc uważnie na jego twarz.
    Może mu ją po prostu da? Z czystej ciekawości, żeby zobaczyć, jak wygląda bez brody starego dziada.
    Nie zniżę się do poziomu głupich obiecanek — burknął dumnie i wplótł palce w gęstą brodę. — Wiesz, co? Wcale nie musisz mi jej oddawać. Będzie mi przynajmniej cieplej w twarz, jak w końcu ruszymy przez to zasrane Mavalio — młodzieniec westchnął i całym ciałem runął na futra wyścielone na twardej podłodze. 
    Cóż, będąc szczerą, byłam w stanie ci ją dać tylko na ten moment, w którym byś się golił. Ale w porządku, noś tą zbierającą śnieg i lód brodę jeśli chcesz — Mivien wzruszyła ramionami i udała jakby to kompletnie jej nie obchodziło. Z jednej strony, oczywiście, to nie był jej interes ani nie powinno jej to ciekawić, ale z drugiej strony bardzo intrygowało ją, jak Indelan wyglądał bez tej grubej i gęstej brody, która zasłaniała mu większość twarzy.
    W tamtym momencie jego wyrazy twarzy rozpoznawała głównie po oczach i brwiach, ponieważ czarny wąs nad górną wargą, trochę zasłaniał jego usta.
    A jeżeli chodzi o ciepło na twarzy, będziemy mieli specjalne chusty, żeby śnieg nam nie sypał prosto w usta i nos. Mam też gogle jakbyś chciał, są przydatne, chociaż nie mam okazji ich raczej używać — Wzruszyła ramionami i wstała, patrząc na leżącego Kirsyna.
    Całkiem szybko jej nowy kolega poczuł się jak w domu.
    Powinniśmy się przygotować do wyprawy, żeby jutro rano, od razu po rozmowie z czcigodnym Sau wyruszyć. Nie powinniśmy marnować dnia, zwłaszcza że po zachodzie słońca robi się bardzo niebezpiecznie, więc... Wstawaj. Podpowiesz mi, co powinnam zabrać.
    W czasie pakowania, Kirsyn nie wykazywał większych chęci do działania ani współpracy; doradzał dość niechętnie i właściwie to myślał wyłącznie o wyłożeniu się na ciepłym posłaniu tuż przy skwierczącym palenisku. Ignorował poirytowanie swojej tymczasowej towarzyszki, a wszystkie jej docinki bagatelizował krótkim komentarzem albo przelotnym żartem.
    Prawdopodobnie, gdyby Indelan zaangażował się w przygotowanie, trwałoby ono dwa razy krócej, jednak, zamiast pomóc, interesował się każdą najmniejszą durnostojką na półce, nie przywiązując wagi do rzeczy, które naprawdę mogłyby przydać się w drodze do Meldrum.
    A kiedy torby i plecaki były już wypełnione po brzegi, Kirsyn ponownie opadł na podłogę wyścieloną rzędem skór, wzdychając sennie. Wyciągnął ścierpnięte ramiona ku górze i z przyjemnym chrzęstem kości ziewnął przeciągle. Potem mruknął niegłośno i w końcu ponownie wbił spojrzenie w młodą kobietę na drugim końcu pokoju.
    Więc? — bąknął. — Kiedy ostatni raz w ogóle stąd wyszłaś? Dasz radę iść tak długo?
    Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, przez ciebie nie mam teraz siły na cokolwiek — Mivien mruknęła i ciężko, jak kamień na dno, opadła na potężny fotel. 
   Była kompletnie wypruta z jakiejkolwiek energii życiowej i chęci; mentalnie padała na twarz. Chciała mieć pakowanie za sobą szybko i sprawnie, zwłaszcza że gdzieś z tyłu głowy dręczyło ją poddenerwowanie i stres w związku z tą wyprawą, jednak Kirsyn miał inne plany.
    On po prostu chciał utrudniać jej życie, robiąc z tego główną atrakcję. Straciła na niego więcej energii i nerwów, niż jak wlekła jego nieprzytomne ciało do swojego salonu.
    Gdy dotknął trzeciej figurki, chciała go dźgnąć w żebra i udawać, że nic się nie stało, ponieważ sama czuła się nieswojo z jakimikolwiek nerwami.
    Mivien żyła tutaj sama, w miejscu, które mogłoby robić za oazę spokoju. Naprawdę nigdy się nie denerwowała - nie miała ku temu żadnych powodów.
    A bynajmniej do tej pory, gdy ten frywolny i irytujący mężczyzna, z uroczym śmiechem włamał się do świątyni, a ona wmieszała się w dziwny układ.
    Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać, zwłaszcza kiedy jutro nasz czeka trochę chodzenia. Lepiej nie próbuj niczego głupiego. Mam lekki sen. — Zmrużyła na niego oczy i wstała, wypychając swoją pierś do przodu, tylko po to, żeby ściągnąć ramiona i łopatki z przyjemnym trzaskiem kości. 
    Jutro jak tylko wstanę, udam się do Wszechmocnego. Po śniadaniu możemy wtedy wyruszyć — Mruknęła, z jeszcze bardziej typowym dla tych rejonów akcentem, spowodowanym niższym, zmęczonym głosem. Mivien naprawdę nie miała tutaj żadnych atrakcji, więc psychicznie miała dość i chciała tylko znaleźć się w łóżku. 
    Więc bez patrzenia na Kirsyna, zwłaszcza że boski ogień płonący w czaszy był wieczny, pogasiła wszystkie inne źródła światła.
    A wtedy, w końcu, mogła udać się do następnego pomieszczenia i zamrażając zamek w drzwiach do samego rana, żeby nie zamordował jej w trakcie snu (skoro i tak nie może uciec przez główne drzwi), w końcu się rozebrała i wskoczyła do łóżka, nie myśląc o żadnej kąpieli.
    Nie zrobiłaby tego, wiedząc, że on tutaj jest. 


1 komentarz:

^